Uczestniczyłem ostatnio w spotkaniu dotyczącym wpływu tanga na psychikę człowieka.
Jedna z dziewczyn wspomniała, jak bardzo nie lubiła podążać. Przyzwyczajenie do prowadzenia w życiu, w tańcu nie pozwalało jej na przeżycie błogości, jakiej można doświadczyć podczas podążania. Przełom nie nastąpił od razu, dopiero podczas jednej z milong poczuła „jakby płynęła”. Opowiadała to wydarzenie doskonale pamiętając, moment, a nawet miejsce na parkiecie, gdzie blokada puściła. Niezwykłe potwierdzenie, jak blokady towarzyszące nam na co dzień, mogą zostać rozpuszczone przez ten zadziwiający taniec.
Inna historia to doświadczenie tańczenia tanga w ramach ćwiczenia solo; kontakt z parkietem, używanie własnego ciężaru ciała poprzez biodro, aby poczuć uziemienie. Ćwiczenie pomogło w odkrywaniu samego siebie. Aby poczuć przyjemność bycia w połączeniu w parze, najpierw muszę poczuć przyjemność bycia z samym sobą. Jak wówczas zmienia się taniec i nasze życie, albo nasze życie i taniec…
Kiedyś przygnieciony zmartwieniami tańczyłem będąc nieobecnym, moja partnerka doskonale to odczuła. Tango jest jak papierek lakmusowy, czego doświadczasz w życiu. To może niektórych przerażać. Choć mechanizm jest ten sam; niektórych przeraża wizja wizyty u psychoterapeuty, nie chcą zobaczyć w tym potencjału, nadziei na uzdrowienie, poszerzenie możliwości, perspektyw, jakości życia.
Tango zmusza nas do zmagania się ze swoim ciałem, wyobrażeniami, zmusza nas do otwartości na zaskakujące sytuacje, do improwizacji, zmiany planów, zaprasza nas do akceptacji tego, że czasem popełniamy błędy, a tym samym do niesamowitej wolności. To jednak droga. Nie dzień, nie tydzień. To droga, na którą warto wejść i kroczyć…