Taniec kontra wirus?

taniec contra wirus

Osobiście wielokrotnie doświadczyłem tego, jak bardzo taniec wpływa na samopoczucie i zdrowie człowieka. Są na ten temat solidne prace naukowe, do których linki podaję na końcu posta.

Zazwyczaj mój ból głowy ma charakter migrenowy. Pamiętam turniej tańca w Głogowie i własne przerażenie, jak mam ten turniej zatańczyć z takim bólem głowy…?! Ten masakryczny ból  połączony jednak z adrenaliną spowodował, że w trakcie tańca nie miałem świadomości samego bólu, a po zakończonej rundzie ból zniknął.
Podobnie prowadząc kiedyś autorski projekt „Czujnia” bazujący na zajęciach z elementami terapii ruchem,  jedna z uczestniczek podzieliła się, że przyszła na zajęcia z bólem (niestety nie pamiętam, czy był to ból nogi, czy biodra), po zakończonych zajęciach stwierdziła, że nie ma śladu po bólu, co nie ukrywam nawet dla mnie było dość zaskakujące 🙂

O ile sam zmagam się czasem z pewną blokadą,  aby trochę się poruszać, zwłaszcza gdy ma się gorszy dzień (tak, szewc często bez butów chodzi 😉 , gdy uda się mi się „przytulić” tę blokadę i zrobić pierwszy krok (co najpierw wymaga pewnej decyzji, a dopiero później fizycznego ruchu), zaaaawsze wychodzi to na korzyść.

Wszystkie materiały naukowe dowodzą, że taniec ze względu na aktywność fizyczną jest niewątpliwie sprzyjającym naszemu zdrowiu, dodatkowo jest to wyzwalacz dopaminy, czyli hormonu szczęścia. Mamy tu równoległe działanie na różnych przestrzeniach – nie tylko kwestia fizyczności, ale ze względu na bodźce słuchowe, czyli muzykę dochodzi do działania na poziomie psychoemocjonalnym, a ten z kolei ma wpływ na działanie narządów i związki chemiczne organizmu.

Odnoszę wrażenie, że mówię o banałach, aczkolwiek ten aspekt w obecnych dniach może być dla niektórych szczególnie istotny 🙂

Prace naukowe:

http://www.jchc.eu/numery/2014_1/201412.pdf

http://yadda.icm.edu.pl/baztech/element/bwmeta1.element.baztech-6463fa5c-45ac-43df-b8dc-cec02eafdca2

http://search.ebscohost.com/login.aspx?direct=true&profile=ehost&scope=site&authtype=crawler&jrnl=18966764&AN=141301287&h=iDV6kljgEGu7tY31RG9bVYQtvCznxMi1uOwSvfJq7I2o0lHf18JfFCPPbCFMruGejs9ccuri3N62C6Rgx89RXw%3D%3D&crl=c

https://depot.ceon.pl/handle/123456789/14512

Ile czasu zajmuje nauka tańca?

Ile osób, tyle odpowiedzi na to pytanie 🙂
Podzieliłbym osoby uczące się tańca na trzy grupy:

  1. Chwilowa potrzeba
    Zbliża się wesele, bal, jakaś impreza firmowa. Nieuchronnie pojawia się świadomość tego, że nie da się uniknąć tańca, więc trzeba coś z tym zrobić. Czas nauki może zamknąć się w jednym miesiącu.
  2. Forma spędzania wolnego czasu.
    Tu na zajęcia przychodzi się z przyjemnością, ale uczestnicy nie traktują zajęć jako edukacji, szkolenia, czy rozwoju, a raczej jako atrakcyjną możliwość ruchu, alternatywną wobec siłowni, czy biegania.
  3. Fascynacja konkretnym tańcem.
    I to najmniejsza grupa, ale bardzo zapalona. Gotowa poświęcać dużo czasu na lekcje, warsztaty, oglądanie filmików w internecie, aż po przyjmowanie pewnego stylu życia (od stylu ubierania się po grafik, który jest dostosowany pod lekcje tańca). Czas nauki tutaj nie ma końca. I bardzo dobrze. Bo w tańcu nigdy nie może być nudno. To niezmierzony ocean możliwości, stylów, osobowości, kierunków, tendencji.
    Do której grupy należycie?  Podzielcie się tym w komentarzu 🙂

 

Muzyka w trzech wymiarach

Słucham (wyłącznie)

Gdy nie mogę tańczyć, wyobrażam sobie ulice Buenos Aires jako przestrzeń wolności, życia, energii, pulsu, tętna dającego życie. Ludzi tworzących energię. To podróż w czasie i przestrzeni.

Tańczę (prowadząc)

Każdy dźwięk muzyki wyrażam nie tylko przez krok, ale przez zwolnienie, zatrzymanie, zejście w dół, wyciągnięcie w górę, bądź po prostu przez oddech. Wydaję na świat to, co w środku. To oczyszczenie.

Tańczę (podążając, czyli będąc prowadzonym)

Zamykam oczy, czuję się bezpiecznie, nie muszę o niczym myśleć, doświadczam ciała partnera, ruchu, oddechu, wchodzę w inny wymiar. Jestem fizycznie, a duchowo lewituję. To ukojenie.

Gdyby cała ludzkość mogła doświadczyć tych wymiarów poprzez taniec… jak zmieniłoby to życie poszczególnych ludzi?

Zajęcia grupowe czy lekcje tańca indywidualne?

Z tańcem jest jak z każdą dziedziną. Jeśli zależy Ci na rozwoju, nie obędzie się bez zainwestowania czasu i pieniędzy.

Dawid Belach

W naturalny sposób większość ludzi rozpoczyna swoją przygodę z tańcem poprzez uczestnictwo w kursie grupowym. Poprzestanie na zajęciach grupowych raz w tygodniu nie jest niczym złym, jeśli traktujesz to jako formę spędzania wolnego czasu.

Zgoła co innego, jeśli poczułeś, że taniec zaczął Cię zmieniać, coś Cię przyciąga do niego, myślisz o tym, nie możesz doczekać się lekcji.
Bazą są oczywiście zawsze zajęcia grupowe, które powinny być jednak systematycznie uzupełniane poprzez lekcje indywidualne.
W grupie instruktor poświęca czas wszystkim, natomiast podczas lekcji indywidualnej będzie ruch po ruchu, krok po kroku czyścić razem z Tobą to, co wymaga poprawienia.

Błędem będzie również twierdzenie, że można się uczyć wyłącznie poprzez same lekcje indywidualne. Taniec to jednak rzeczywistość mocno osadzona w społeczności; kwintesencją tańca jest spotkanie z drugim człowiekiem, dlatego tak ważne są również zajęcia grupowe, gdzie zaistniejesz pośród ludzi.

Podsumowując, dla Twojego rozwoju w tańcu jedno bez drugiego może się obyć, ale jeśli chcesz mocno pójść do przodu, lekcje indywidualne będą jak wrzucenie piątego biegu 🙂

Tango

Bardzo będę musiał uważać, żeby mój blog nie stał się monotematyczny, a raczej mono-tangowy. Specjalizuję się w tańcu towarzyskim, który stanowi 10 tańców podzielonych na styl standardowy (Walc Angielski, Tango, Walc Wiedeński, Slow Foxtrot, Quickstep) i styl latynoamerykański (Samba, Cha-Cha, Rumba, Pasodoble, Jive).
I choć to taniec towarzyski stał się kiedyś moją miłością, to odkąd poznałem prawdziwe tango argentyńskie, które w tańcu towarzyskim zostało – używam tych słów z całą świadomością – sprofanowane, ten jeden taniec zajął szczególne i w zasadzie jedyne miejsce w moim tanecznym życiu.

Może to dziwić, dlaczego w tym blogu tyle opisów emocji i doznań. Dla mnie jednak taniec to właśnie przede wszystkim emocje, poruszenia. Bez tego taniec staje się zwyczajnym dylaniem, codziennością, powszednieje, zostaje odarty z sacrum, które dokonuje się podczas tańca na styku duszy i ciała.

Po pierwszej lekcji tanga argentyńskiego napisałem:

Serce kochające. Serce zranione. Serce tęskniące. Serce wyczekujące. Serce czułe na każde poruszenie.
Począwszy od pierwszego wulkanu miłości poprzez wszystkie moje miłości i miłostki uzbierałem tyle nadziei, rozczarowań,  uniesień i upadków.
Na to wszystko przyszło lekarstwo. Wszystko scalone w muzyce, której każdy dźwięk to wyraża, jakby używa mnie, aby grać na tych  strunach moich przeżyć, moich pragnień. Muzyka doprowadzająca czasem do łez, tętniące serce pobudza ciało, aby wyrazić  to… choćby najmniejszym ruchem, oddechem, a czasem po prostu byciem. Wszystko zebrane w jednej muzyce, w jednym tańcu. Czy to sen, czy jawa. Czy odkryłem nirwanę, eden, gdzie mogę poczuć się całym sobą, integralnym, naturalnym, czującym bez filtrów?

tango PoznańTango… To właśnie ono.

Gdy mam tylko słuchać tanga, bez możliwości wyrażenia tego ruchem, staje się ono nieznośną trucizną.
Trucizna wyrażona ruchem staje się natychmiast wspaniałym lekarstwem, doznaniem, nirwaną.

Ekstaza

Wchodzę na pustą salę. Przygaszone, delikatne, ledwo widoczne światło.
Oddycham. Słysząc tylko swój oddech stawiam pierwszy krok, delikatnie smugając parkiet, jakby nie chcąc go naruszyć, wyprowadzam stopę przez palce.
To zwyczajne wejście na nogę może być celebracją. To jak medytacja. Tai chi. Odczuwam przyjemność w wyprowadzaniu stopy i powolnym przenoszeniu ciężaru ciała. Nie spieszę się z następnym krokiem. Długość mojego kroku wyznacza czas, nie odwrotnie.

Jeśli włączę muzykę, wsłucham się w jej brzmienie, instrumenty, wokal, charakter. Muzyka nie będzie tłem. Wejdę jak Alicja w Krainie Czarów przez lustro, wejdę w ten utwór całym sobą.

Czy znasz to uczucie? Gęsia skórka na rękach, w środku poruszenie, jakby ciało nie mogło pomieścić tego, czego doświadcza.
Bez szczególnych kroków, bez gonienia za rytmem.

Jestem. Ekstaza.

Ile za to zapłacisz?

fot. Małgorzata Sobczak

Ekscytacja.
Karuzela.
Powiew wiatru.

1990.

Betonowe boisko. Pierwszy występ przed społecznością własnej szkoły. Ekscytacja, napięcie, podniecenie.
Wszelkie poruszenia, których sprawcą był taniec i muzyka, tego dnia miały zostać niejako wystawione na zewnątrz. Dusza miała zostać odkryta przed tak wielką rzeszą ludzi.

Był to bardzo słoneczny dzień. Wirowaliśmy w rytm walca wiedeńskiego. Lekka bryza smugała policzki, a doznania jak na karuzeli; obraz przewijający się 360 stopni, muzyka poruszająca wszystkie moje wnętrzności i… lekkie zmęczenie. Przyjemność to zbyt mało, aby określić tamte przeżycia.

Ile ludzie są w stanie zapłacić za takie emocje, doznania, poruszenia, przeżycia?
Może wyjazd na Mont Everest, niezliczone warsztaty i szkolenia z cyklu „jak osiągnąć to, czy tamto”…
Bogaty jesteś dopiero wtedy, gdy posiadasz coś, czego nie można kupić za pieniądze.

Sięgnąłem po to, co najbliższe. Własne ciało i dusza.

Posłuchaj: Walc „Gramofon”