W tym roku mija już 21 lat, jak uczę tańca, co daje mi ciekawe spojrzenie na tę drogę zawodową.
Po przetańczonych 12 latach jako aktywny tancerz, byłem absolutnie przekonany, że jako młody, 22 letni chłopak wnoszę coś świeżego i samo to jest wystarczającym atutem. Wszak po tylu latach szkoleń, obozów tanecznych, lekcji, wiedzę miałem bardzo aktualną i jednocześnie mocno utrwaloną w ciele.
Z perspektywy czasu widzę tam bardziej początki, niż jakiekolwiek uczenie. Często bycie zawodnikiem/tancerzem nie musi oznaczać bycia dobrym nauczycielem. Często bardzo dobry tancerz nie jest dobrym nauczycielem (nie ma cech i umiejętności, aby to przekazać), a gorszy tancerz, ponieważ sam musiał przejść dłuższą drogę, niejednokrotnie jest bardzo dobrym nauczycielem.
Tańczenie więc i uczenie nie ma ze sobą często nic wspólnego. Oczywiście zdarza się pełnia w obu tych przestrzeniach i taką osobę można wówczas śmiało nazwać wielkim Maestro. Natomiast nawet posiadane uprawnienia do prowadzenia takich zajęć, które miałem już jako młodzian, nie były w stanie nadrobić doświadczenia, które buduje się z czasem.
Nie jestem zwolennikiem podawania cyferek i liczb, które mówią, kto, kiedy powinien uczyć tańca. Nie jestem również zwolennikiem dość chyba „dziaderskiego” narzekania na młodych, którzy zaczynają uczyć, bo wówczas musiałbym powiedzieć do siebie „zapomniał wół, jak cielęciem był” 🙂
Doświadczenie buduje się oczywiście z czasem. Poznajesz najbardziej efektywne metody docierania z informacją do uczących się, dostosowywania informacji do osobowości, charakteru, wieku, czy nawet nastroju osoby w danym momencie.
Natomiast z mojej obecnej perspektywy doświadczenie prowadzące do bycia dobrym nauczycielem, to nie tylko warsztat na parkiecie. To również doświadczenie życia. Nie chciałbym być nauczycielem, który tworzy dystans i barierę w postaci „ja, Pan Nauczyciel”. Doświadczenie rozwijające dobre umiejętności w tym zawodzie musi moim zdaniem bazować na pracy osobistej. W mojej ocenie każdy, kto pracuje z ludźmi (nie tylko w tańcu) powinien przejść własną psychoterapię, aby unikać projektowania na innych ludzi swoich własnych lęków, traum i przeżyć z przeszłości, to przecież odpowiedzialność również za ludzi, nawet jeśli są dorośli.
Nie wyobrażam sobie stosowania swoistej „infiltracji”, czyli wywierania wpływu na ludzi w celu dostosowywania ich światopoglądu czy postaw do tych, które bym sobie życzył w imię bycia ich „nauczycielem”. Nie wyobrażam sobie przegadywania połowy zajęć, aby wylewać swoje frustracje. Stąd tak ważna jest świadomość tego, co jest we mnie, dlaczego coś mówię, w jakim celu i jakie to może wywołać konsekwencje.
Jak w każdym środowisku, choćby religijnym, pod pretekstem dbania o tradycję, czy wartości można przemycać różne szkodliwe działania, które nie mają nic wspólnego z pierwotnym impulsem, zakochaniem się, w tym przypadku w tangu.
Nie chciałbym być nauczycielem, który już się nie rozwija. I nie mówię tu o oczywistej potrzebie doskonalenia swoich umiejętności tanecznych (tu przypominają mi się przypadki lekarzy z tytułami profesorskimi, którzy z wiedzą zatrzymali się w latach 90-tych, a odcinają kupony na swoim tytule).
Nauczyciel powinien również być uczniem w jakiejkolwiek choćby jednej dziedzinie. To mocno sprowadza na ziemię, uczy pokory i przypomina o aspektach, z którymi mogą się zmagać uczniowie w jego szkole.
Ucząc się obecnie boksu doświadczam tych samych trudności, być może tego samego niezadowolenia, „przegrzania” procesorów w umyśle, gdy w jednym ruchu mam zsynchronizować wyizolowane poszczególne partie mojego ciała.
Trochę zabawnie obserwuję teksty mojego młodego trenera, gdy myślę sobie „stary, za jakiś czas będziesz wiedział, że tak się nie mówi”. I uśmiecham się wiedząc, że początki zawsze są inne, to prawo naturalne.
Jako uczeń w boksie bardziej mogę zrozumieć tańczące pary, gdy sam trenuję swobodnie i spokojnie, a pod okiem trenera nagle wszystko wychodzi „źle” przez sam fakt jego spojrzenia 🙂
I wtedy wracam myślą do koncepcji zainstalowania na sali tanecznej bujnej roślinności, żeby obserwować tańczących dosłownie zza krzaków, aby się nie stresowali…
Doświadczenie więc to szerokie spektrum, nie da się go przyspieszyć, kupić, zamówić. Może dlatego zawsze najbardziej zachwycam się już bardzo dojrzałymi tańczącymi seniorami, którzy w tangu smakują, jak wyborne wino…