Jak prowadzić w tangu? Zacznij swoje dobre prowadzenie w tango!
Chcesz rozwijać swoje prowadzenie w tangu? Może masz poczucie, że nie każda partnerka odczytuje Twoje impulsy zgodnie z Twoją intencją?
A może podążasz i chcesz rozpocząć przygodę z prowadzeniem?
Możecie teraz uzyskać dostęp do ekskluzywnych materiałów, w których dokładnie wyjaśniam wszystkie aspekty prowadzenia w tangu.
Tango/e/motion
Dlaczego taka nazwa?
Dla kogo?
Myślę, co on myśli…
Dzisiaj miałem pierwszy trening boksu.
Jadąc na trening myślałem o wielu osobach, które pierwszy raz jadą na lekcję tańca.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa ilość pytań i myśli w głowie układa się tak:
– a czy ten instruktor będzie taki sympatyczny, jak jest w internecie?
– a czy ja się na pewno nadaję?
– a co będzie, jak mi się nie spodoba?
– może lepiej nie będę za dużo gadać, żeby nie wyjść na dziwną osobę…
– czy ja na pewno tego chcę?
Przyznaję, że w mojej głowie nie wszystkie się pojawiły, a te, które się pojawiały zbywałem doświadczeniem, które pomaga mi wtedy tylko się uśmiechnąć do samego siebie.
Jest jeszcze druga część monologu, który następuje już po lekcji.
– ciekawe, czy on naprawdę miło spędził czas podczas tego treningu, czy po prostu był miły, bo musiał…
– ciekawe, co sobie pomyślał o moim ćwiczeniu?
– i na przykład krytyk wewnętrzny „wydajesz kasę, a i tak nic z tego nie będzie”…
Puentując, z całą pewnością mój dzisiejszy trener najpóźniej w momencie zakończenia treningu mógł pomyśleć o tym, co zje na obiad i co ma do załatwienia. Stąd te rozkminki są mega zabawne.
I tu przychodzi prawda nie tylko dotycząca tańca, boksu, treningów, aktywności, ale w ogóle prawda życiowa. Jeśli myślisz, że coś ludzie o Tobie myślą, to daj spokój. Prawdopodobnie mają tysiący innych myśli, wszak nie jesteś słońce, Słońcem 🙂
I z uśmiechem na swojej twarzy dedykuję to wszystkim, którzy często patrzą i myślą z przerażeniem, co sobie nauczyciel, trener, instruktor pomyślał…
W tańcu zaufaj
Chodzisz na siłownię, czy ćwiczysz na siłowni?
Minęło 1,5 roku jak ćwiczę regularnie pod okiem trenera personalnego. Nigdy podnoszenia sztangi i te wszystkie martwe ciągi mnie nie kręciły. Ile razy wykupiłem karnet na siłownię, nie minął miesiąc, a przestawałem już chodzić. Dopiero teraz widzę sens. Widzę jak ćwiczenia, które może same z siebie nie są ekscytujące, wpływają na moje ciało. Łatwo można sobie wyobrazić kogoś, kto od dawna chodzi na siłownię i stwierdzi, że nic nowego nie odkryłem. Ten „chodzący” na siłownię, często podnosi i opuszcza sztangę bardzo szybko, przez co ćwiczenie nie jest efektywne. Ale chodzi na siłownię. Oto wielka tajemnica techniki. Różnica? Ocean!
Dylemat nauczyciela
Wiedząc o tym jak bardzo technika jest po prostu pierwszym bądź drugim płucem dla tancerza, chciałbym czasem zaszczepić to przekonanie tym, którzy nie mają tego doświadczenia. Najchętniej podłączyłbym się do ich umysłu, choćby przez bluetooth, żeby tchnąć w nich podejście i otwarcie na technikę. Niestety jak z każdym doświadczeniem, żadne inne, niż własne nie jest w stanie kogoś przekonać. Stąd dylemat nauczyciela to ciągłe balansowanie pomiędzy absolutną chęcią pomocy, aby tańczący doświadczyli tego, co wiesz, że jest możliwe, a sprostaniem częstym oczekiwaniom na zrobienie fajnych figur. Idealnym rozwiązaniem byłyby osobne dedykowane grupy; nazwijmy to grupa „Wow” (technika i oczywiście figury i znowu technika, co prowadzi do „wow”) i grupa „Przyjemność” (figury, figury, no i może jeszcze trochę figur). To wręcz jak rola rodzicielska. Wiesz, że młody chce czekoladę jeść na śniadanie, obiad i kolację, no i najlepiej w przerwach pomiędzy posiłkami. Ale nie możesz na to pozwolić, czekolada od czasu do czasu, a tak po prostu zwykłe pożywienie, które nie będzie wow.
Trzeba zaufać. Jeśli rodzic jest dobry, odmawiając regularnych efektów wow dba o dziecko, a nie wyrządza krzywdy.
Frustracja
Jak pięknie jest odkryć pokłady w sobie.
Pamiętam, gdy oglądałem filmiki różnych par. Często po obejrzeniu nie czułem inspiracji, a bardziej frustrację graniczącą ze zdenerwowaniem.
Piękno o którym wspominam, to uczucie ulgi, gdy doszedłem do tego, że owe trudne odczucia miałem z powodu braku zaufania do siebie.
Oglądanie różnych stylów tańczenia ciągle powodowało we mnie jakąś nieuświadomioną presję, że właśnie w takim stylu powinienem też umieć tańczyć. Dzisiaj gdy internet proponuje mi jakieś różne filmiki często automatycznie już odtwarzając je bez pytania, nie ulegam takiemu „programowaniu”. Nie oglądam, nie karmię się wszystkim dookoła.
Tak, ja nadal mówię o tańcu! To również w świecie tańca można być zalanym ilością informacji i bodźców, które nie wnoszą nic dobrego.
Dzisiaj z radością tańczę tak, jak chcę tańczyć, nie w stylu takim, czy innym, nie Matejko, nie Beksiński. Po prostu ktoś jeszcze inny.
Ja jestem. Więc tańczę bez kopiowania.
Czy możesz mnie poprowadzić, szanowna damo?
„Nieważne jak trzymasz kierownicę. Jedź!” Serio?
Czy uczestniczyłeś w kursie prawa jazdy?
Być może nie zwróciłeś uwagi, że jednym z pierwszych elementów, jakie instruktor omawia, jest poprawne trzymanie kierownicy.
Nie przychodzi Ci do głowy myśl „po co mi trzymanie kierownicy, jak „nie umiem zmieniać biegów”. Dobrze wiesz, że kolejność ma swoje znaczenie.
Do tych elementów, które mają znaczenie zaliczam objęcie w tangu.
Temat, który powszechnie zdaje się mało interesujący. Wystarczyłoby sprawdzić to metodą socjologiczną: organizujemy warsztaty dotyczące objęcia oraz warsztaty dotyczące gancho lub boleo.
Na które warszaty przyjdzie więcej osób? Pytanie oczywiście retoryczne.
„Muszę najpierw znać kroki” to najczęstsza odpowiedź, gdy chcemy zajęć się na poważnie objęciem. Na nic Ci te kroki, jeśli nie masz objęcia, a trzymasz parnera/partnerkę nie czując jej. Może kroki zatańczysz, ale sam/a, nie przekazując w żaden właściwy, a tym bardziej przyjemny i komfortowy dla współpartnera odpowiedniej informacji.
Tworząc objęcie, które będzie przyjemne i komfortowe, zgodne z anatomią dwóch tańcząch osób, kroki staną się wręcz czymś naturalnym i prawie oczywistym. Szturmowanie partnerki zadzierając łokcie i przesuwając ręce przypominające mycie naczyń to nie zrozumienie tanga.
Objęcie to dwa aspekty. Jeden czysto fizyczny, czyli dopasowanie.
Drugi to co najmniej – nazwę to – empatyczny, choć chętnie zazwałbym go uczuciowym.
Jeśli chcę komuś dać przyjemność, nie dotknę tej osoby nagle, porywcza, nie przywłaszczę jej sobie przyciągając do siebie.
Raczej będę chciał pokazać swoje zaproszenie do objęcia, a pierwsze dotknięcie dłoni uczynić przyjemnym spotkaniem, które trwa i już w pierwszych sekundach budzi zaufanie.
Oczywiście tango każdy może postrzegać inaczej.
Mogę tango postrzegać jako realizowanie siebie i swojej przyjemności. Mogę w tangu myśleć wyłącznie o przyjemności drugiej osoby. Mogę również wykreować rzeczywistość wspólnie z drugą osobą, aby komfort i głębia połączenia była tworzona przez obie osoby. Chcę odczuwać przyjemność i dawać przyjemność. Wymiana jest czymś w rodzaju spełnienia. To nie musi być tanda życia. Ale może to być tanda tej jednej chwili, o której będziesz pamiętać, nie wiedząc nawet, co tańczyłeś_aś, ale jakie to było…
Narodziny.
Polecę dziś patosem. Gdybym jednak w swoim życiu nie doświadczył tego, co daje mi taniec, patrząc z perspektywy bogactwa tego doświadczenia musiałbym uznać się za biedaka. Cóż za wielka strata nie móc doświadczyć poezji ruchu, kontaktu z drugim człowiekiem, wyrażenia emocji w dźwięku, który przechodzi przez moje ciało, jako instrument.
Myślę, że to bogactwo jest jednym z największym odkryć w moim życiu.
Nie ukrywam, że bardzo lubię zatańczyć pokaz. Tańczenie w gwarze milongi ma oczywiście swój urok, jednak postrzegam taniec jako coś niepowtarzalnego. Przecież nie chodzi tu o odtańczenie czegoś, popisy znajomości figur, ale zbudowanie poprzez te 3 minuty czegoś, co po zakończeniu utworu jeszcze trwa, unosi się w powietrzu. Dlatego lubię pokaz, który daje przestrzeń ciszy, skupienia, koncentracji.
Czuję ogromną wdzięczność za to, co daje mi taniec.
Mogłem zostać księdzem, stewardem, pracownikiem korporacji, a jednak dane mi jest tworzyć i dzielić się czymś, co jest niesamowitym bogactwem.
Czy jestem jakiś inny przez to? Nie. Mam swoje wady, jestem czasem nerwowy, czasem sobie nie radzę. Tak po prostu. Mam jednak na szczęście tę oazę, w którą mogę wejść i wyjść jakby narodzony na nowo.
I te narodziny, choć mogą być sporadyczne, rzadkie, są niepowtarzalne, są cudem.
strachy na lachy contra tangazm
Jeśli jesteś prowadzącym lub prowadzącą w tańcu, dobrze znasz to uczucie.
Panować nad swoim ciałem, słyszeć muzykę, kreować ruch, prowadzić partnerkę, być uważnym na jej reakcje, mieć oko na przestrzeń dookoła. Dużo elementów.
Do tego chcesz być oryginalny, więc dochodzi wewnętrzna presja, aby nie być „nudnym” – to najczęściej spotykana obawa u prowadzących.
Jeśli jesteś podążającym lub podążającą, pewnie dobrze znasz to odczucie czujności, żeby nie powiedzieć „przyczajenia”, aby na pewno dobrze zareagować na intencję partnera.
Jak wszystkie presje, nie są one twórcze. Wyrzućmy je do kosza.
Dla prowadzących/zapraszających
W zasadzie nigdy nie słyszałem od podążających, że było im w tańcu z kimś „nudno”. Clue jest nie w ilości figur. Zwróć uwagę na przyjemne objęcie drugiej osoby, na czytelność Twojej intencji, nie spiesz się, jeśli czujesz presję w głowie do „produkcji” figur, obierz przeciwny kierunek – minimalizm. Jeśli druga osoba będzie czuła się dobrze w objęciu i Twoje prowadzenie będzie czytelne, a całość ruchu wkomponowana w muzykę, możesz tańczyć najprostsze kroki, niewiele figur, a może to być „tangazm”.
Jak być czytelnym w prowadzeniu?
Być może usłyszysz to pierwszy raz; prowadzenie nie polega na wykreowaniu całości ruchu łącznie z krokiem. Nie stawiaj kroku pierwszy. To nie będzie dobre prowadzenie. Niech Twoje prowadzenie polega na wysłaniu sygnału, intencji, w jakim kierunku druga osoba ma postawić krok, bądź jaki wykonać ruch. Gdy na Twoje zaproszenie poprzez intencję druga osoba rozpocznie powolny ruch, dopiero wówczas rozpocznij stawianie kroku. Dla uproszczenia wygląda to tak:
Prowadzący daje intencję -> podążający reaguje i rozpoczyna krok -> prowadzący wykonuje krok.
Zwróć więc uwagę, że dobre prowadzenie to wysłanie sygnału, natomiast co do kroku de facto podążasz za krokiem drugiej osoby, która odczytała Twoją intencję.
Dla podążających/interpretujących
Obawy podążających, aby na pewno dobrze odczytać intencję mogą powodować skupienie i nadmierną koncentrację, która:
a) odbiera przyjemność z tańca
b) powoduje, że projektujesz w głowie, co będzie za chwilę, przez co wyprzedzasz intencję partnera, a to powoduje utratę połączenia w parze i desynchronizację całego ruchu.
Spróbuj reagować tylko na to, co czujesz, bez projektowania i lęku, że czegoś nie odczytasz. Co się stanie, jeśli czegoś nie odczytasz?
Zaprawdę powiadam Ci 🙂 Prowadzący wyprowadzi z tego inną sytuację ruchową, może nawet bardziej zaskakującą, niż pierwotnie założył. Na tym polega improwizacja w tangu.
Podsumowując, zostawmy presję, bądźmy uważni na siebie, ale w wolności, bo tańczysz tango nie po to, aby komuś się przypodobać, ale żeby z drugim człowiekiem w danej chwili stworzyć coś unikatowego, choćby to było najprostszą rzeczą.
Czy zdałeś do następnej klasy? O pokorze w tańcu.
Swietłana poproszona podczas zajęć, żeby poćwiczyć pivoty solo przy lustrze.
Po 2 minutach patrzy na zegarek.
– „Ale ćwiczysz…”
– „No ileż można tak ćwiczyć?”
Nie trzyma równowagi w tańcu, zła sylwetka, ale ćwiczyć solo „nie musi”. Na każdą sugestię, co może zmienić w tańcu reaguje, jakby ktoś psuł jej zabawę i był intruzem.
Esmeralda na 3 lekcji w życiu pyta „jak machać nóżką”. Gdy są dedykowane warsztaty na ten temat, nie jest zainteresowana udziałem.
Iwan miał pełne usta frazesów, że jak coś robić to porządnie, po czym po paru miesiącach stwierdza, że lekcje nie są potrzebne, bo ćwiczy w domu i w zasadzie jego poziom jest lepszy niż innych.
Nazywam ten etap początkująco-średnim.
Osoba początkująca na początku daje duży kredyt zaufania, czuje się niepewna, chętnie chłonie wszystkie informacje. Po jakimś czasie przychodzi ryzyko „nie przejścia do następnej klasy”. Zamiast powoli zmieniać swój poziom, rozwijać się, wchodzi w swoją ślepą uliczkę. Nie jest początkującym, bo już stoi na nogach i nie wywraca się tak często, ale nie przechodzi do poziomu średniego, który jest związany z komunikacją w parze. Figury od Mistrza Świata potrafią nazwać pierdołami i najlepiej wiedzą, jak powinny wyglądać zajęcia i tańczenie tanga. Nauczyciel jest już im niepotrzebny. Pełni rolę woźnego udostępniającego salę. Para zakończyła swój rozwój. W swojej pysze i wyobrażeniach nie jest w stanie ruszyć, zawrócić ze ślepej uliczki, bo najpierw trzeba by się wycofać ze swoich błędnych wyobrażeń i przyznać do błędu.
Technika ich nudzi. Najważniejsze są figury. Nie mają poczucia, że figury bez techniki wyglądają tak, że nie wyglądają w ogóle. W ich zamyśle figury powinny być pokazane na poziomie kroków bez omawiania mechaniki ciała. Nudzi ich to, oni chcą „tańczyć”.
Pycha jest przeszkodą w rozwoju. Problem nie taneczny, a podejścia, mentalności, psychiki, charakteru, osobowości.
Sasza regularnie bierze lekcje co tydzień. Wkurza się, czasem mu nie wychodzi, jest wytrwały. Słucha. Przetwarza. Analizuje. Tańczy coraz lepiej. Silnikiem jego rozwoju pokora.
Anatolij tańczy od roku.
Pisze do mnie:
400 h godzin w 3 miesiące + prywatne lekcje co tydzień. Jak zobaczyłem prowadzących po 1,5 roku którzy nie są w stanie iść na milongę, to sobie podzieliłem ile muszę zrobić zajęć żeby po 3 miesiącach tańczyć – i to zrobiłem.
Dużo przede mną – ale już mam niesamowitą przyjemność na milongach – już pracuję na emocjach a nie na walce z własnym ciałem.
Gdy patrzę na niego wierzyć się nie chce, że tańczy dopiero rok.
Jego silnikiem i paliwem – pokora.